wtorek, 13 sierpnia 2013

London Bridge

... moja mama bardzo lubi morwe, morwa kojarzy jej się z dzieciństwem, mi osobiście z dojrzałością bo dość poźno poznałem jej dojrzały smak,
i pamiętam jak wielokrotnie przeglądałem jej album ze zdjęciami z wizyty u naszej rodziny w Londynie z roku bodajże 92 może 94. Pamiętam też srebrnego zabawkowego colta znalezionego u babci Gieni a kupionego dla wujka Jurka w roku 64-tym, zazdrościłem mu tej niecodziennej dla PRL-u zabawki, ale bardziej zazdroscilem mu tej podrózy,
i nie dokońca pamiętam jak to było, chodz babcia opowiadała mi to wielokrotnie... pociągiem do Roterdamu i promem do Dover, ciocia Honusia na Ealing i wujek Gienio dwie ulice dalej, respect Rob&Steve. Moge się mylić ale to miasto zmieniało się wielokrotnie tak samo jak mozliwosci egzystencji w nim i moje osobiste o nim odczucia.

"... na moim weselu hindusów wielu, zrobimy puku puku w Naszym tuk tuku"
dobry humor towarzyszył nam od nocy do wieczora, duzo rozmawialiśmy, ale chyba jeszcze więcej się śmialiśmy, spacerowaliśmy a nawet biegaliśmy i stawaliśmy co po niektórzy na Głowach i padaliśmy wyczerpani nad ranem i w ciągu dnia. Był czas na zwierzenia i wietrzenie Glowy i Gucia, wszyscy bardzo przepracowani potrzebowaliśmy pint-a Ale i kogoś kto zrozumie że szpetny rudy angol może się podobać, a spotkana hinduska rodzina to moi goście weselni.
Czym więcej dobrych chwil w życiu przeżywasz, tym lepsze masz samopoczucie i apetyt na więcej, pint-ów.
Czasem wystarczy słowo jedno góra dwa.
tra la la








katamaran w Brighton